Yangshuo, to bez wątpienia, najpiękniejsze miejsce jakie było mi dane zobaczyć w Chinach. Miasteczko położone nad rzeką Li otoczone malowniczymi górami. Tego się nie da opisać to trzeba po prostu zobaczyć. I do tego jeszcze trafiłem do, „najprawdopodobniej”, najsympatyczniejszego hostelu w całych Chinach. Właścicielka promieniowała wręcz życzliwością. Polecam gorąco właśnie Sweet Hotel. Tego samego dnia wybrałem się z wspomnianą wcześniej miłą Chinką na przejażdżkę rowerową. I jeszcze raz te góry, pola ryżowe… zapierało dech w piersiach. Po południu udałem się na rejs po rzece Li. Były małe problemy organizacyjne, ale na szczęście jest ze mnie spokojny i cierpliwy człowiek. W końcu przypłynęła moja łódka. Po drodze był przystanek na kamienistej plaży, gdzie można było zrobić sobie zdjęcie z krową (chyba) i jakimiś ptakami przywiązanymi do kija. Szkoda było tych zwierząt, ale jeszcze bardziej tutejszych, którzy ganiali z tymi zwierzętami za turystami, żeby pozować do odpłatnych fotek. Widać było, że to jedyne ich źródło utrzymania. Mnie dorwały krzykliwe Chinki, żeby zrobić sobie ze mną fotkę. A taka tam atrakcja. Pewnie myślały naiwnie, że ja jankes, bo koszulkę miałem z napisem „USA”. W czasie rejsu podziwiałem zachód słońca, ważny punkt mojego planu zwiedzania. Polecam. Po powrocie wybrałem się na spacer i zrealizować pewien pomysł. Postanowiłem wykąpać się w rzece Li. Była 23 w nocy, gwieździsta noc i ja. No nie do końca, było jeszcze parę osób, które niedaleko mnie puszczały małe łódki z świeczkami. Starałem się ich nie zatopić. Przyznaje, że w tak ciepłej wodzie nigdy wcześniej się nie kąpałem i to w rzece. Miałem wyjątkowo udany sen po tak wspaniałym dniu.